Już długo czekały na powieszenie, potrzebowaliśmy do tego większego przemeblowania(zamieniliśmy się z dziećmi na sypialnie).
Nie są to zwykłe półki, no może teraz jeszcze są, ale mam nadzieję, że już niedługo nie będą...
Już od dłuższego czasu, przy dużym wsparciu ze strony mojej Mamy, "pracuję"(intelektualnie i praktycznie) nad tym jak je zapełnić...
Z pomocą przyszedł też sklep kabum, inspirujący i "w temacie", który zorganizował warsztaty Montessori.
Dziś,poza niewątpliwą atrakcją wyrwania się z domu bez dzieci na całe 4 godziny (dzieci w tym czasie były z Tatą na turnieju rycerskim), miałam okazję uczestniczyć w interesującym i pouczającym spotkaniu.
Warsztaty prowadziły, dwie bardzo miłe Panie ze Stowarzyszenia "Montessori bez granic", Magdalena Kania i Joanna Szymańska, na co dzień pracujące w przedszkolu "Słonecznik". W krótkim czasie przedstawiły nam esencję teorii pedagogiki Montessori, jak można wprowadzać jej elementy w domu i pokazały jak tworzyć pomoce, i jak z nimi pracować.
Pani Zuzanna, uczestniczka warsztatów, na własnej skórze uczy się, jak prezentować dzieciom materiały metodą trójstopniową
Pani Magdalena i Pani Joanna w lekkim pośpiechu, ale bardzo dokładnie starały się pokazać nam wszystko, co przygotowały.
Ech, jak dla mnie było super, mam nadzieję na zrobienie szerszego kursu Montessori w przyszłości, ale ten był mi teraz bardzo potrzebny, żeby ułożyć, to co mam w głowie z wiedzy(myślę, że jeszcze dosyć chaotycznej), którą sobie zgromadziłam przede wszystkim z internetu i obserwacji, jak to działa w Fundacji Sto Pociech(gdzie moje starsze dzieci raz w tygodniu biorą udział w zajęciach i z górskich szkół Sawickich, które raz na jakiś czas odwiedzamy). Dobrze było porozmawiać z praktykami, z tego co słyszałam, z najwyższej półki.
Po zakończeniu kupiłam kilka gadżecików w sklepiku i musiałam gonić rodzinę.
Odbyłam ekscytującą podróż z Pl.Wilsona na Krakowskie Przedmieście (zdobywanie biletu; odkrycie, że niektóre autobusy zniknęły, pojawiły się jakieś inne...panta rhei), a mimo nieciekawej pogody, udało mi się jeszcze spotkać Wiosnę!
Niesamowite, że odrażające badyle, z dnia na dzień dokonują takich niezwykłych metamorfoz, jeszcze wczoraj na naszym przydomowym pl.zabaw nie było ani jednego pączka, ale może w Warszawie jest jakoś cieplej.
Chciałabym dodać, że nie tylko za sprawą Taty półki pojawiły się na ścianie. Czynny udział w ich wieszaniu miały także Jego i Twoje dzieci=: )
OdpowiedzUsuńChętnie bym wrzuciła zdjęcie, które to potwierdza, ale niestety nie posiadam takiej władzy. A jednak mam, oto dowód: https://drive.google.com/file/d/0BwEUOr1XlHWVbkxla2JCdXpjMU0/edit?usp=sharing
racja!:)
OdpowiedzUsuń