poniedziałek, 24 listopada 2014

Cinderella


Tak sobie wczoraj spała pewna trzylatka. Przytulona do opakowania galaretki. Powiedziała, że musi szybko zasnąć, żeby się jak najszybciej obudzić, bo czeka ją wspaniały dzień:


Dziś o 14.30 moja córeczka skończyła 4 lata! Nie może być! Czas tak szybko leci...dopiero co urodziłam malutkiego, pogniecionego pączusia, który bardzo szybko przemienił się w najpiękniejszy kwiat na świecie, Różę.
Zawsze myślałam, że to imię jest dla niej idealne...ale dziś jubilatka zaskoczyła mnie pytaniem: "a dlaczego ty mnie nazwałaś Różą? a nie Cinderellą? od teraz niech wszyscy do mnie mówią Cinderella! nawet tata! Różę wyrzucamy już do kosza!". Nie protestowałam i bardzo się starałam podporządkować woli księżniczki, bo jak sama oznajmiła już wcześniej, to ona dziś o wszystkim decyduje, ponieważ ma urodziny. Było to całkiem przyjemne i dla nas wszystkich. Po obiedzie na przykład, zarządziła, że idziemy na gofry.
Popołudniu miała swoje cotygodniowe zajęcia w Stu Pociechcach, gdzie z miłym towarzystwem dzieliła się swoim "gagaletkowym" tortem.
Dzień chyba rzeczywiście miała wyjątkowy. Cudownie było patrzeć, jaką przyjemność sprawiało jej bycie wyróżnioną. W ogóle nie była nastawiona na prezenty, tylko na wspólne radosne świętowanie. My, rodzice, nie wyrobiliśmy się z zaplanowanym podarkiem, co w ogóle nie było dla niej problemem. 
Róż...Cinderello, sto lat! Cieszę się, że Cię znam!
"taki mam nowy urodzinowy palec, do zjedzenia!"

a dziś zasnęła bogatsza o kolejną kreację do przebieranek, którą dostała od Babci.


3 komentarze: