sobota, 20 września 2014

Masa plastyczna DIY (bezglutenowa)

Czas na małe wstydliwe wyznanie...moje dzieci niemal nie używają plasteliny i ciastoliny, do tej pory kupiłam chyba tylko jedną paczkę plasteliny i i jeden zestaw ciastoliny...nie ma to nic wspólnego z moim światopoglądem, czy jakąś teorią...wręcz przeciwnie. Wiem, że praca z masą plastyczną jest dzieciom bardzo potrzebna, usprawnia mięśnie rączek, rozwija kreatywność, poza bałaganem, jaki się wokół tworzy ma same zalety...ale o bałagan też nie chodzi...uświadomiłam sobie, że nie znoszę zapachu wyżej wymienionych, no po prostu mnie drażni i denerwuje i nie mogę wytrzymać. Trochę mnie to zawstydziło ostatnio, że przez to ograniczam dzieci. Już dawno widziałam na innych blogach, że różne takie masy można robić samemu! Miałam podpatrzony jeden przepis i jak tylko udało mi się kupić skrobię kukurydzianą, zabrałam się do dzieła (pod osłoną nocy, żeby dzieci w razie czego nie widziały porażki).

Przepis na domową masę plastyczną (pochodzi z bloga Messy Kids )

2 szklanki sody oczyszczonej (ok. 5 opakowań)





1 szklanka skrobii (nie mąki) kukurydzianej









1,5 szklanki zimnej wody (właśnie w tej chwili się zorientowałam, że się pomyliłam i dałam, nie wiedzieć czemu, 3/4 szklanki...acha, to stąd były moje małe problemy*)








wymieszać skrobię i sodę w garnku, dolać zimną wodę























gotować na średnim ogniu do momentu, aż masa zacznie się odklejać od dna i formować w kulę (jak ciasto ptysiowe). U mnie trwało to około 4 min.



















 Gdy wystygnie trzeba ją jeszcze pougniatać.

 do części dodałam trochę barwnika spożywczego.








zimną masę należy przechowywać zamkniętą w szczelnym pojemniku, czy torebce strunowej.







*moje problemy: mi ta masa wyszła sucha, trochę się podłamałam, że zwabiłam się zdjęciami, a wcale nie jest taka super, potem zwaliłam winę na to, że może trochę za długo gotowałam, bo się bałam za wcześnie zdejmować garnek z ognia. Teraz, jak wiecie, okazało się, że po prostu dodałam za mało wody. Udało mi się to naprawić kolejnego dnia, gdy uznałam, że nie mam nic do stracenia i dla próby do części masy wmiksowałam trochę wrzącej wody. Oczywiście nie ma konieczności powtarzać moich błędów, ale w razie czego pamiętajcie o tym triku, bo ostatecznie masa wyszła świetnie!
Jest gładka, przyjemna do ugniatania, da się w niej rzeźbić, a na dodatek ma znośny zapach(hehe).
Podobno można ją utwardzić wypiekając jak modelinę, czy masę solną.
Dzieci pochłonęła.  Przez godzinę w spokoju i ciszy (bez kłótni!) miętolili sobie domową ciastolinę, Stefan się wyspał (on dziś rano miał przyjemność obcowania z tym, co zostało z wczoraj), a ja mogłam sprawnie ugotować obiad.
Fajna jest!









2 komentarze: