Ojej, ja już chyba nie umiem pisać...
Natchnęło mnie dziś podczas usypiania dzieci, żeby jednak spróbować.
Właśnie zaczyna się Adwent, oczekiwanie na Wielkie Narodziny.
Nasz tradycyjny kalendarz już wisi na ścianie w kuchni, ale ja jeszcze nie jestem przygotowana na wymyślanie zadań, mimo tego, że w tym roku dzieci już na początku listopada zaczęły odliczać dni do kalendarza adwentowego...wyczuły, że się zbliża ten czas, bo pamiętają, że nastaje niedługo po urodzinach Róży. Zaczęli już nawet szykować ozdoby świąteczne, deklarować chęć chodzenia na roraty, chociaż dotychczas się przed nimi wzbraniali. Przejęli moją przedświąteczną gorączkę.
Róża zapragnęła obchodzić swoje urodziny w wyjątkowy sposób... Przez długi czas marzyła o torcie z księżniczkami, ale niedługo przed "imprezką", uznała, że chciałaby jednak ciasto z Maryja, Jezuskiem, Józefem, Aniołem, św. Mikołajem, dziadkiem Lucjanem i wszystkimi dobrymi z Nieba. Nie powiem, trochę mnie to zwaliło z nóg. Z jednej strony, jej wrażliwość, jej wiara, jej świadectwo, z drugiej, ogromne wyzwanie...którego postanowiłam się podjąć, bo nie miałam sumienia jej od tego odwodzić...gdy robiłam lukier plastyczny, myślałam, że oszaleję. Bardzo długo męczyłam się z masą, żeby była jako tako formowalna i nabrała niezbędnych kolorów. W międzyczasie Róża zmieniła swoją koncepcję, gdy mi ją wyjawiała zaczęłam się najeżać ze strachu, co to takiego, co jeszcze...ale okazało się, że doszła do wniosku, że Pan Jezus się jeszcze nie narodził, więc na torcie ma być jedynie ciężarna Maryja na osiołku, zmierzająca do Betlejem w towarzystwie Józefa.
W ruch poszło wiele wykałaczek, żeby konstrukcja się utrzymała, ale najważniejsze, że Róża ostatecznie była zadowolona.
Przy okazji zobaczcie, jak bawiliśmy się następnego dnia z resztkami z masy cukrowej, Tolo swój przydział szybko spałaszował, Stefan skubał, dziubał, tworzył kamienie, miecz rycerza i wiele innych przedmiotów i miał straszny ubaw, że może jeść swoje dzieła.
Spod rączek Róży wyszedł taki uroczy aniołek:
Dobra, wracam do kuchni, szykować coś na jutro. Mam ciężkie zadanie, bo dni Adwentu jest w tym roku 26, a nasz kalendarz mieści maksymalnie 24. Logistykę utrudnia też to, że postanowiłam nie robić w tym roku nowych kopert, tylko skorzystać z zeszłorocznych, które zaczynały odliczanie od 1.grudnia...
Dobrego Adwentu!
Ps
w zeszłym roku pisałam tak: link
wszystkie wpisy adwentowe: link
Natchnęło mnie dziś podczas usypiania dzieci, żeby jednak spróbować.
Właśnie zaczyna się Adwent, oczekiwanie na Wielkie Narodziny.
Nasz tradycyjny kalendarz już wisi na ścianie w kuchni, ale ja jeszcze nie jestem przygotowana na wymyślanie zadań, mimo tego, że w tym roku dzieci już na początku listopada zaczęły odliczać dni do kalendarza adwentowego...wyczuły, że się zbliża ten czas, bo pamiętają, że nastaje niedługo po urodzinach Róży. Zaczęli już nawet szykować ozdoby świąteczne, deklarować chęć chodzenia na roraty, chociaż dotychczas się przed nimi wzbraniali. Przejęli moją przedświąteczną gorączkę.
Róża zapragnęła obchodzić swoje urodziny w wyjątkowy sposób... Przez długi czas marzyła o torcie z księżniczkami, ale niedługo przed "imprezką", uznała, że chciałaby jednak ciasto z Maryja, Jezuskiem, Józefem, Aniołem, św. Mikołajem, dziadkiem Lucjanem i wszystkimi dobrymi z Nieba. Nie powiem, trochę mnie to zwaliło z nóg. Z jednej strony, jej wrażliwość, jej wiara, jej świadectwo, z drugiej, ogromne wyzwanie...którego postanowiłam się podjąć, bo nie miałam sumienia jej od tego odwodzić...gdy robiłam lukier plastyczny, myślałam, że oszaleję. Bardzo długo męczyłam się z masą, żeby była jako tako formowalna i nabrała niezbędnych kolorów. W międzyczasie Róża zmieniła swoją koncepcję, gdy mi ją wyjawiała zaczęłam się najeżać ze strachu, co to takiego, co jeszcze...ale okazało się, że doszła do wniosku, że Pan Jezus się jeszcze nie narodził, więc na torcie ma być jedynie ciężarna Maryja na osiołku, zmierzająca do Betlejem w towarzystwie Józefa.
W ruch poszło wiele wykałaczek, żeby konstrukcja się utrzymała, ale najważniejsze, że Róża ostatecznie była zadowolona.
Spod rączek Róży wyszedł taki uroczy aniołek:
Dobra, wracam do kuchni, szykować coś na jutro. Mam ciężkie zadanie, bo dni Adwentu jest w tym roku 26, a nasz kalendarz mieści maksymalnie 24. Logistykę utrudnia też to, że postanowiłam nie robić w tym roku nowych kopert, tylko skorzystać z zeszłorocznych, które zaczynały odliczanie od 1.grudnia...
Dobrego Adwentu!
Ps
w zeszłym roku pisałam tak: link
wszystkie wpisy adwentowe: link