Spontaniczne malowanie.
Bez mojego planu i sterowania.
Bardzo lubię obserwować taki proces twórczy dzieci. Pomysł goni pomysł, a efekty są, często zaskakujące.
Dziś zaczęło się od picia owocowej herbaty i wielkiej chęci Róży, żeby sprawdzić, czy dałoby się nią malować. Przelałyśmy więc trochę do kieliszka.
Efekt nie zadowolił artystki, więc dosypałyśmy odrobinę czerwonego barwnika spożywczego.
Po chwili przyłączył się Tolo. Potrzebował sprawić sobie znak zakazu wstępu do jego łóżka:
Spodobała mu się barwa wody. Przypomniał sobie, jak w zimę robiliśmy kolorowe kostki lodu do zabawy na śniegu. Nie mógł się oprzeć i zachęcił Różę, żebyśmy koniecznie zamrozili ten płyn:
Poczym się zmył.
Dorobiłyśmy sobie jeszcze czerwonej wody.
Róża wymyśliła, żeby malować na ręczniku papierowym (którego chwilę wcześniej używałyśmy do wycierana rubinowej kałuży w zamrażarce:).
Stworzyłyśmy nawet wspólną pracę w ciepłym blasku zachodzącego słońca:
0 komentarze:
Prześlij komentarz